Na bardzo ważnych turniejach także zdarzają się różne komiczne sytuacje.
To o kilku opowiem.
Kamień k/Rybnika (2008). Turniej teamów.
Stoły sprzężone 1-1A, 2-2B itd.
Karty odnoszone na zbiornicę słupek 1 i pobierane ze słupka 2.
Siarczyste rozdanie. 3Hxx+1. N odnosi pudełko i bierze ze zbiornicy następne (?). Licytacja... 3Hxx.
Dopiero po rozgrywce 3Hxx+1 gracze zorientowali się, że to to samo rozdanie.
Zakopane
N otwiera 2S. Zanim E zdążył zaczerpnąć powietrza, gracz "W" daje "x".
Wezwany sędzia pyta:
"Czemu skontrował pan poza kolejnością?"
"Panie! Z takimi pikami?!"
Wrocław. Cotygodniowy duży turniej indywidualny.
Dwóch panów, którzy nie lubią się. Są wrogami. Nienawidzą się od lat... Jeszcze gorzej.
Los bywa złośliwy. W którejś rundzie siadają w parze i sromotnie przegrywają rozdanie, popełniając kardynalny błąd w obronie. W przerwie paląc papierosa:
- Pan w karach miał 7 i 3?
- Tak...
- Czemu zawistował pan w 7?
I tu z teatralną pauzą:
- Bo pana nienawidzę!
Wczesne lata 70te. "Kongres Bałtycki".
Obsada międzynarodowa. Gra para Orczykowski-Zaborowski. Bidding boxów nie było. Włodek angielskiego nie znał, więc Andrzej wypisał mu listę odzywek:
- łan klabs
- łan dajmonds
... itd.
Grają. A ręczę, że brydżystami byli solidnymi.
Przeciwnikami była para Zukrowitz - Zukrowitz z USA.
PASS - 1S (Zaborowski) - 2H - ...
Włodek Orczykowski zamyślił się. Zbladł. Potem zaczerwienił się i na skroniach widać było występujące żyły. Zaczął niepokojąco dyszeć.
W końcu zalicytował: "HALT, tri ną tramps".
Andrzej nie napisał mu jak jest "STOP" po angielsku.
Opowiadał mi to Andrzej w 2007 roku w obecności Włodka, który prawdziwość sytuacji potwierdził.

Autor: DAIMLER

Podumam dziś o dwóch aktorach brydżowego teatru.
KIBIC
Znów posiłkuję się Kornelem Makuszyńskim.
"Ponieważ nie tępi się kibiców, zagłada świata może przyjść z tej strony. Przeto śmiem twierdzić, że nowy kodeks karny jest niekompletny i tak długo nie będzie doskonałym, jak długo nie będzie w nim ustępu wyraźnie napisanego: Kto pozbawi życia kibica środkiem gwałtownie lub też powolnie działającym, wolny jest od wszelkiej kary. /"Kartki z kalendarza" rozdz.IX/
Wielka ta zmora brydża, w naszym gronie na szczęście jest rzadka. Jeśli jednak się pojawia, to mamy z nią kłopot. 1/ Kibic może usiąść przy jednym z graczy, po uprzedniej zgodzie WSZYSTKICH czterech zawodników. 2/ Natychmiast MUSI być wyproszony jeśli odezwie się jednym słowem lub wykona jakikolwiek gest czy (nawet urocze) "ach!" Egzekwujcie bezwzględnie. Sama obecność kibica może być przez nas nieakceptowalna. Nie musimy tego uzasadniać. Jako gracz mamy do tego prawo. Kibic praw nie ma ŻADNYCH.
"DZIADEK"?
Tu sprawa trudniejsza niż z kibicem. Bo "dziadek" to osoba, która występuje w każdym rozdaniu... No chyba, że 4 pasy ;) MPB w punkcie 42 jasno wyjaśnia prawa i obowiązki "dziadka".
Każdy z nas powinien choć zajrzeć do MPB jak i regulaminów PZBS. Nie musimy ich znać "na izus", ale ich znajomość uchroni nas przed popełnieniem gafy i wykroczenia.
W uproszczeniu "dziadek":
1/ Musi prawidłowo odkładać lewy i korygować nieprawidłowe ich odłożenie u innych graczy
2/ Ma prawo spytać rozgrywającego i TYLKO jego : "Nie masz do koloru?"
3/ Wykonuje bez wahania i jakichkolwiek komentarzy, polecenia partnera.
Oprócz tego wolno mu tylko oddychać i to w sposób naturalny.
A u nas???
- no to się kier wytrzynaścił
- wystarczy dziewiątką
- po co wyrzucasz dobrego waleta?
- itp.
Jest niestety kilka par wśród nas, które takie triki stosują, jako element swojego "systemu". Myślę, że nie powinno być to przez nas akceptowane.
"Ale przecież nie gramy na MŚ!" - to nie graj tu.
"A ja tak niechcący" - głupota nie usprawiedliwia. Jest okolicznością obciążającą.
W wielu dziedzinach życia kanciarze, prostacy czy zwykła mierzwa zyskuje przyczółki. W brydżu także. I to nie od dziś.
Zróbmy tak, żeby w naszym skromnym gronie było im trudno.
Znów myślę o tym cymbale, który wystrzelił z "Aurory" :(

Autor: DAIMLER